Obsługiwane przez usługę Blogger.

Konferencja Arłukowicza czyli co zrobić, żeby nie przeprosić


Refundacja kosztów leczenia dotyczy wszystkich, nawet tych, którzy mają 25 lat i myślą, że nigdy nie będą chorować. Jeśli nawet przez długi czas nie będą (a to się kiedyś zmieni), to zachorują ich rodzice, przyjaciele lub najbliższa rodzina. Należy więc przyjmować z przymrużeniem oka stwierdzenia tych wszystkich zniecierpliwionych obecnym bałaganem, a wypowiadających się na forach, którzy chcą, żeby państwo w końcu odpieprzyło się od rynku zdrowotnego, niech wolny rynek zatriumfuje. Tyle że tak naprawdę ten wolny rynek nigdy nie istniał i istnieć nie będzie.

Po wielu dniach milczenia ze strony Ministerstwa Zdrowia, chaosu oraz medialnego szumu, minister Arłukowicz wreszcie przemówił. Bynajmniej jednak nie wziął odpowiedzialności za to, co Ministerstwo Zdrowia przygotowało dla swoich pacjentów oraz aptek. Zamiast tego usłyszeliśmy narrację, w której „skostniały system broni się przed nowoczesnością, koncerny atakują, by sięgnąć jeszcze głębiej do naszej kieszeni, a Minister, gwarantując nowoczesność leczenia dla wszystkich Polaków, nie cofnie się przed niczym.”

W naukach społecznych istnieje termin „framing”, który oznacza taki sposób konstrukcji zjawisk społecznych przez media, lub przez polityków dzięki mediom, który narzuca opis oraz ocenę danego zjawiska opinii publicznej. Celem takiego działania jest kontrola dyskursu w sferze publicznej oraz prawie dowolne urabianie publiki. Jak zobaczymy, w narracji Ministra nie było miejsca na jakąkolwiek odpowiedzialność czy "przepraszam" skierowane do pacjentów czy aptekarzy, bo minister przez cały czas chciał dobrze i bez względu na efekty oczekiwał raczej oklasków, niż oceny.

Ale po kolei. Następujący opis to właściwie garść cytatów. Z przebiegu konferencji wynika, że zanim pojawił się minister Arłukowicz  wielu się podejmowało naprawy systemu polityki lekowej, jednak nigdy się to nie udawało. Mieliśmy do czynienia nie z prawdziwym rynkiem lecz wolną amerykanką niczym na Dzikim Zachodzie: dyktat koncernów, chaos promocji leków, nieregulowane marże oraz leki za grosz.  Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy starszym osobom, dlaczego teraz mają płacić więcej w aptece i dlaczego promocje są złe. Rynkiem rządziły firmy farmaceutyczne, bo wiadomo, że w ciemnym stawie lepiej ryby się łowi. Dzięki Ministrowi nowa ustawa wprowadza porządek oraz gwarantuje nowoczesne leczenie każdemu Polakowi. Stało się to przy pomocy ekspertów z wielu dziedzin, którzy usiedli razem i, mając na względzie równy dostęp do leczenia dla wszystkich, wysmażyli nam taką listę refundacyjną. Minister w trakcie konferencji próbował wręcz przekonać wszystkich, że nie chodzi więc w ogóle o oszczędności, tylko o nowoczesność. Abstrahując już od tego, że Arłukowicz był naczelnym krytykiem min. Kopacz, której reformę wprowadza w życie i to ona powinna się tłumaczyć i odpowiadać na pytania. Tyle teorii Arłukowicza, teraz czas na odrobinę praktyki, zwłaszcza, że widać jak na dłoni, że  rzeczywistość skrzeczy. 

Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz na konferencji prasowej, fot. J. Turczyk

Jest wiele zarzutów do listy refundacyjnej, jak i sposobu i terminu jej wprowadzenia. Rzecznik Praw Pacjenta oświadczył, że z tego względu, że lista refundacyjna wchodzi w życie na ostatnią chwilę, została podważona zasada zaufania w stosunku do prawa oraz instytucji państwowych. Komisja Ekonomiczna Ministerstwa Zdrowia mająca decydować o tym, jakie leki będą refundowane, zebrała się na pierwsze posiedzenie dopiero w październiku. Miała więc tylko niecałe 3 miesiące na procedowanie. Znaleźli się w niej jedynie urzędnicy ministerstwa zdrowia oraz NFZ, nie ma mowy więc mowy o krajowych konsultantach znających się na poszczególnych dziedzinach medycyny. Jeśli było inaczej, to dlaczego profesorowie zajmujący się onkologią, transplantologią itd. są teraz zaskoczeni? Cała komisja wygląda raczej na komisję księgowych, która miała bardziej na względzie dobro budżetu niż pacjentów. Następna rzecz to organizacje pacjentów: jak to możliwe że układanie listy, która tak bardzo wpływa na ich życie. odbywa się całkowicie bez ich udziału. Podobno nic o nas bez nas, na tym polega demokracja, a tak mamy rządy technokratów i księgowych. Lista została opublikowana 30 grudnia, nie mówiąc o chaosie, który to powoduje, mamy także problem aptek, które nie zdążą podpisać kontraktów z NFZ. Kolejna sprawa, to fakt, który potwierdził z rozbrajającą szczerością Minister, mianowicie, że recepty ze starego roku, będą nieważne w nowym roku, bo system się zmienia a więc i ceny. Czy prawo działa wstecz?

W przeciwieństwie do tego, co mówi Minister (zmiany na listach refundacyjnych dokonywane były podobno dzięki trudnym negocjacjom przeciągającym się do ostatniej chwili, ale nie można tego sprawdzić, bo wszystko jest tajne), nowa lista to raczej zwycięstwo pacjentów oraz dziennikarzy, chociaż tym ostatnim się nie spieszyło. Lista okazało się jest totalnym bałaganem. Nie ma na niej lub nie było leków na astmę, pasków cukrzycowych, leków przeszczepowych , do chemioterapii, leków przeciwbólowych w małych dawkach na bóle nowotworowe oraz na schizofrenię. Wiele z tego poprawiono, jednak nie wpisano ciągle na listę insulin długo-działających (podobno są rakotwórcze, tyle, że Minister posługiwał się artykułem naukowym sprzed roku), a niektóre leki wyraźnie podrożały, nawet jeśli państwo do nich dopłaca.

I tak do tego roku leki przeszczepowe niezależnie od rodzaju były kosztowały 3,20 zł za 30 tabletek. Teraz jeśli ktoś korzysta z terapii Advagrafem 4,5 mg i przyjmuje Myfortic 360mg na dobę, to miesięcznie, zamiast płacić ok 18 zł, będzie zmuszony płacić 105zł. Może wygląda to na niedużo, ale trzeba pamiętać ze większość osób po przeszczepach utrzymuje się z rent i nie pracuje. Myfortic w ogóle bardzo dobrze pokazuje nieudolność Ministerstwa. Po walce pacjentów wpisano na listę cellcept (podobna substancja czynna) po 3,2zł, Myfortic, choć nie ma jego generyków, kosztuje 113zł.

Kolejna sprawa to kwestia odpowiedzialności lekarzy, którzy będą karani z całą surowością, jeśli przepiszą lek refundowany osobie, której się to nie należy (abstrachując już od tego, czy mogą wypisać lek na refundację w chorobie, do której jednoznacznie nie jest przypisany, a wg lekarzy dzieje się tak często). Minister stwierdza, że nie wyobraża sobie przypadku, by odprawiać z kwitkiem chore dziecko na raka, tyle, że wymaga od lekarzy jakiejś heroiczności oraz ewentualnego ponoszenia kosztów bałaganu Ministerstwa. Zdaję sobie sprawę, że jest to niewielki margines spraw, niewielu jest pacjentów, którzy nie są w ogóle ubezpieczeni, tyle, że jeden taki pacjent to już o jednego zbyt dużo. Parę dni temu Premier Tusk, jak rasowy car grożący swoim urzędnikom, stwierdził, że lekarze, jeśli chcą korzystać z pieniędzy budżetowych, to powinni zachowywać się odpowiedzialnie. Tyle że to rząd nie zachował się odpowiedzialnie już na samym początku, a teraz zrzuca odpowiedzialność niżej. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że dzisiejsza retoryka Tuska i Arłukowicza jedynie subtelnie różni się od retoryki Dorna, który za czasów PiSu kazał wykształciuchom siedzieć cicho i nie krytykować rządu. Teraz mamy analogiczną sytuację, z tą różnicą, że wykonaną w białych rękawiczkach.

Minister, cokolwiek powie, jest niewiarygodny. Po pierwsze z powodu bałaganu, który mamy, a po drugie dlatego, że proces dochodzenia do listy był całkowicie nieprzejrzysty. Nie wiadomo, co się działo w trakcie obrad Komisji ekonomicznej, profesorowie z różnych dziedzin medycyny zostali listą zaskoczeni a pacjenci zostali całkowicie wyłączeni z procesu decyzyjnego, choćby jako ciała doradcze. Prawdopodobnie na konferencji Ministra najbardziej zdziwiło to, że nie dostał oklasków od dziennikarzy, bo przecież tak bardzo się starał, taki był nieugięty, a tu tylko jak zwykle pretensje. Myślę, że prawdziwy szum zacznie się w nowym roku, kiedy pacjenci ruszą do aptek z nowymi receptami.

0 komentarze:

Prześlij komentarz